fot. Michał
Łabuś
Trener JKS-u, Grzegorz Baran, tradycyjnie dał szansę występu kilku
juniorom, ale też był do tego niejako zmuszony. Kontuzja na dłuższy
okres wyeliminowała z gry Maksymiliana Szakiela, a problemy zdrowotne
zgłaszali także Sebastian Sobolewski i Rafał Dusiło. Lubaczowianie
także porotowali składem, choć w ich przypadku nie oznaczało to aż tak
dużego ubytku na doświadczeniu. Mimo to jarosławianie starali się grać
bez kompleksów i to oni jako pierwsi mogli pokusić się o
otwarcie wyniku. W 14. minucie piłka dośrodkowana przez Alana
Nowogrodzkiego trafiła do Eryka Sęka, którego przy słupku w
ostatniej chwili zablokował jeden z obrońców.
Odpowiedź rywali była tak błyskawiczna, jak i skuteczna. W 18. minucie
dogranie Pawła Hawrylaka wykorzystał Szymon Dziadosz, który
nieco szczęśliwie - strzałem od słupka - pokonał Mateusza
Szczepańskiego. Przy lepszej skuteczności wspomniany Dziadosz
mógł w pierwszej połowie skompletować hat tricka. Już w 21.
minucie, po dośrodkowaniu Krystiana Basznianina z rzutu wolnego,
doszedł do główki, ale fatalnie spudłował. Z kolei w 29.
minucie, po akcji Władysława Rosljakowa, uderzył z kilku
metrów, lecz kapitalną interwencją ratunkową popisał się na
linii bramkowej Paweł Bartnik.
W przerwie obaj szkoleniowcy przeprowadzili sporo zmian, co miało z
pewnością wpływ na przebieg spotkania. W szeregach gości dużą ochotę do
gry wykazywał Paulo Henrique, który po raz pierwszy zagrał
od pierwszej do ostatniej minuty, a także Oliwier Pilch. Ich
indywidualne popisy nie przekładały się niestety na stwarzane sytuacje.
Formę rezerwowego na co dzień bramkarza Pogoni, Kacpra Ważnego,
sprzawdził jedynie uderzeniem z dystansu Albert Drapała. Lubaczowianie
może nie forsowali zbyt wyraźnie tempa, ale na kwadrans przed końcem
podwyższyli prowadzenie. Mateusza Szczepańskiego strzałem z kilkunastu
metrów zaskoczył wracający do gry po kontuzji Paweł Hass.