19 marca 2011 (sobota) 15⁰⁰

W Dębicy kibice nie obejrzeli wielkiego widowiska. Zdziesiątkowany lider nie był w stanie powalczyć o zwycięstwo, natomiast miejscowi nie potrafili wykorzystać słabości przeciwnika. Pierwsze minuty to nieco lepsza gra przyjezdnych, którzy mogli nawet pokusić się o objęcie prowadzenia. Grzegorz Flasza minął się bowiem z piłką, która spadła pod nogi Bartłomieja Raby. Ten jednak zanim złożył się do strzału, został uprzedzony przez Dawida Bielatowicza.

Z czasem kontrolę przejęli gospodarze, a gra toczyła się głównie na połowie jarosławian. Miejscowi próbowali pokonać niepewnego w bramce Marcina Goryla głównie po stałych fragmentach gry, ale strzały albo mijały cel, albo bramkarza gości wyręczali jego koledzy z pola. Tak było w 22. minucie, kiedy po "główce" Damiana Pyskatego piłkę z linii bramkowej wybił Marek Soczek. W 36. minucie podobną interwencją popisał się Adnrij Waskowec, po tym jak Kamil Adamczak skoczył wyżej od Goryla i głową skierował piłkę w światło bramki.

Druga odsłona mogła rozpocząć się w wymarzony dla gospodarzy sposób. Grzegorz Flasza wykopał daleko piłkę, minął się z nią Waskowec, przez co w doskonałej sytuacji znalazł się Tomasz Barycza. Dębiczanin jednak posłał futbolówkę obok bramki. Kilka minut później był bliski rehabilitacji, ale jego strzał wybił Goryl. Przyjezdni najlepsze okazje mieli w końcówce. Najpierw po błędzie Mariusza Cichosza do piłki dopadł Mateusz Hołub, ale jego strzał zaowocował tylko rzutem rożnym. Na pięć minut przed końcem oko w oko z Flaszą stanął Raba, nie trafił jednak w bramkę.

Do Dębicy przyjechała spora grupa kibiców z Jarosławia, ale mecz spędziła za ogrodzeniem w asyście policji. Na stadion nie została wpuszczona, bo było zbyt mało ochroniarzy.

---

26 marca 2011 (sobota) 16⁰⁰

fot. Patryk Górecki

Jarosławianie nadal mają kłopoty kadrowe, bo kilku podstawowych zawodników leczy kontuzje. Na domiar złego już na samym początku meczu urazu łąkotki doznał bramkarz Marcin Goryl i między słupkami musiał stanąć debiutujący w pierwszym zespole junior Kamil Romanow. Wydawało się więc, że goście będą mieli ułatwione zadanie, jednak rezerwowy golkiper JKS spisywał się bez zarzutu, a inicjatywa od pierwszych minut należała do miejscowych. Lider skutecznie odcinał od podań Przemysława Stąporskiego i Krzysztofa Blima, nie pozwalając ekipie Limblachu się rozwinąć. W 11. minucie błędu Martina Radonia omal nie wykorzystał Bartłomiej Raba, pomocnik JKS strzelił zbyt słabo.

Za moment uderzeniem z dystansu wysuniętego Piotra Kukulskiego próbował zaskoczyć Sebastian Pawlak, co udało mu się, ale kilka minut później. Najpierw lewą stroną pociągnąć Mateusz Jurczak, który podał do Raby, a ten huknął w bramkarza, wtedy do odbitej piłki doszedł Pawlak i z zimną krwią wpakował ją do siatki. Okazję do podwyższenia wyniku mieli Raba i Soczek. Limblach mógł doprowadzić do remisu tuż przed przerwą, jednak po centrze Stąporskiego z bliskiej odległości Krzysztof Weres trafił tylko w boczną siatkę. Po zmianie stron tempo meczu opadło. Najbliżej gola byli: w 67. minucie Jurczak, którego piękny strzał z wolnego końcami palców na róg wybił bramkarz Zaczernia, i Krzysztof Blim, którego uderzenie w 70. minucie na raty obronił Romanow.

---

2 kwietnia 2011 (sobota) 16⁰⁰

Piłkarze Crasnovii nie najlepiej wystartowali w rundzie wiosennej i w dwóch pierwszych kolejkach nie zdobyli punktu, ani bramki. Wystarczyło jednak, że podopieczni Przemysława Matuły odblokowali się w ofensywie i trzy punkty zostały w Krasnem. Lider natomiast mocno rozczarował. Nie pomógł drużynie z Jarosławia powrót do gry Daniela Furtaka oraz Wiktora Kossaka. Ten drugi wręcz osłabiał swój zespół, a jego dobre zagrania mozna było policzyć na palcach jednej ręki. Trener przyjezdnych nie miał jednak kim go zastąpić.

Gospodarze zagrali bardzo ambitnie, walczyli z całych sił i na JKS to wystarczyło. Opłaciło się również ćwiczenie przez cały tydzień stałych fragmentów gry, gdyż pierwszy gol padł po rzucie rożnym. W tej sytuacji sporo "zasługi" mieli jednak również goście, którzy zostawili bez opieki Marcina Góraka, a ten niemal wepchnął głową piłkę do bramki z niecałych dwóch metrów.

W przerwie trener Stefan Pietraszewski musiał mocno zrugać swoich piłkarzy, gdyż goście po zmianie stron zaczęli spisywać się lepiej. Tak było do momentu zdobycia wyrównującej bramki. Po tym goście, zamiast pójść za ciosem, znów stracili impet, a to się szybko zemściło. Sławomir Rozborski podaniem "w uliczkę" wypuścił Adriana Szczepańskiego, a ten, będąc sam na sam z Furtakiem, okazji nie zmarnował. JKS starał się jeszcze uratować punkt, ale pomysłu starczyło jedynie na niecelne uderzenia Mateusza Jurczaka i Andrija Waskoweca. Szczególnie blisko powodzenia był ten pierwszy, ale jego bomba z ok. 18 metrów o centymetry minęła spojenie bramki, której strzegł Paweł Joniec.

---

9 kwietnia 2011 (sobota) 16⁰⁰

Hit kolejki zakończył się podziałem punktów, z których bardziej cieszyli się goście. Jarosławianie mogą sobie pluć w brodę, bo w końcówce nie wykorzystali kilku setek i stracili gola w doliczonym czasie gry.

Obie drużyny musiały radzić sobie z silnym wiatrem, który przez kilka ostatnich dni szalał w naszym województwie. W pierwszej połowie grający z wiatrem jarosławianie posiadali optyczną przewagę, natomiast Czarni szukali głównie okazji do kontry i już po pierwszym gwizdku mogli strzelić bramkę, zabrakło jednak precyzji. JKS odpowiedział akcją w 8. minucie. Po dośrodkowaniu Marka Soczka z rzutu rożnego Andrij Waskowec główkował tuż obok dłuższego słupka. Za chwilę strzału głową próbował również Wiktor Kossak, a w 23. minucie przed szansą stanął ponownie Waskowec, ale tym razem skacząc do piłki, próbował wbić ją do bramki ręką, na co arbiter zareagował pokazaniem żółtej kartki.

W drugiej połowie lekką przewagę uzyskali podopieczni trenera Jerzego Daniły, jednak znacznie lepsze okazje stworzyli sobie gospodarze. W 64. minucie Wiktor Kossak w tempo wypuścił Sebastiana Pawlaka, ale ten zamiast strzelać zdecydował się na szukanie partnerów. Kilkadziesiąt sekund później sam na sam ze Sławomirem Kwiekiem znalazł się Soczek, jednak piłka po jego uderzeniu o centymetry minęła słupek. Ze strony jaślan groźnie było po główce Michała Majewskiego. Wreszcie na 10 minut przed końcem meczu niefortunnie ręką w polu karnym zagrał Robert Szalony. Sędzia wskazał na "wapno", a pewnym egzekutorem "jedenastki" okazał się Kossak i JKS objął prowadzenie.

Miejscowym zabrakło boiskowego cwaniactwa, bo końcówkę rozegrali fatalnie. Czarni postawili wszystko na jedną kartę i już w doliczonym czasie gry po trójkowej akcji Szalony - Kurdziel - Warzocha niepilnowany Majewski pokonał bramkarza JKS, ratując remis.

---

17 kwietnia 2011 (niedziela) 13⁰⁰

fot. Patryk Górecki

Mecz nie dostarczył spodziewanych emocji, a na boisku nie było widać różnicy między czołowym zespołem ligi i broniącym się przed spadkiem. Ciekawiej zrobiło się dopiero w ostatnim kwadransie, kiedy to bliscy zdobycia gola byli jarosławianie. W 82. minucie Bartłomiej Raba wykonał rzut wolny z ok. 30 metrów, a mocno uderzona piłka zahaczyła o głowę Macieja Bąka i omal nie wylądowała w bramce "Żurawki". Cztery minuty potem, po trójkowej akcji, Raba znalazł się w idealnej sytuacji, ale się zabełtał i Adam Szczęsny wybił mu futbolówkę spod nóg. Tuż przed końcowym gwizdkiem Wiktor Kossak główkował obok słupka.

Do przerwy było sporo chaosu, niedokładnych podań i nieskutecznych strzałów. Wśród miejscowych niezłe sytuacje mieli Krystian Biały, Wojciech Pilawa i Łukasz Tyrawski, a w JKS Kossak (trzykrotnie) oraz młody Sebastian Pawlak. - Panowie, stoimy! Ruszać się! - mobilizował na początku drugiej odsłony swoich trener "Żurawki" Mariusz Drozd. Nie do końca skutecznie, bo w 59. minucie Pilawa idealnie "obsłużył" Tyrawskiego, lecz ten lobem posłał piłkę z 16 metrów obok słupka. Potem gra znów siadła, aby ożywić się w ostatnim kwadransie.

---

23 kwietnia 2011 (sobota) 11⁰⁰

Jarosławianie przyjechali w skromnym 13-osobowym składzie. Wynik otworzył, ostatnio nieskuteczny Bartłomiej Raba. Długą piłkę na lewe skrzydło posłał Marek Syty. Miejscowi reklamowali spalonego, spóźniony był sędzia liniowy i "Loczek" mógł spokojnie przymierzyć. Najpierw piłkę odbił Mateusz Kozioł, ale najszybciej dobiegł do niej sam Raba i głową skierował ją do siatki. Następnie gra toczyła się głównie w środku pola, jedynie aktywny Łukasz Gorzelany próbował mocnym strzałem z dystansu zaskoczyć Daniela Furtaka. Brakowało wsparcia dla ustawionego "na szpicy" Stanisława Prusia. Po drugiej stronie w ekwilibrystyczny sposób na bramkę Kolbuszowianki uderzał Sebastian Pawlak.

Trener Jaskot dokonał dwóch zmian i kolbuszowianie ruszyli do ataku. Najlepszą okazję miał Jakub Cetnarski, ale jego strzał z ok. 12 metrów nogami zatrzymał Furtak. W drugiej części spotkania sprezentował miejscowym kilka piłek, z których mógł paść gol wyrównujący. Po jednej z jego nieudanych interwencji niecelnie lobował go Pruś. Wcześniej jeszcze jednej okazji nie wykorzystał Jakub Cetnarski, który zamykał (spóźniony uderzył obok słupka) akcję Łukasza Gorzelanego. Goście, grając z kontry, zdołali zdobyć drugą bramkę, po której było już jasne, że lider nie straci punktów. - My graliśmy, a JKS wykopując piłkę do przodu, wygrał. To był dziwny mecz, boli kolejna strata punktów - mówił Stanisław Pruś, kapitan "Kolby".

---

30 kwietnia 2011 (sobota) 17⁰⁰

Z dużej chmury mały deszcz. Derbowy pojedynek JKS z Piastem rozczarował i zakończył się bezbramkowym remisem. Kibice ostrzyli sobie zęby na spore emocje, ale ciekawie było tylko przez kwadrans. I chociaż początek był obiecujący, to z każdą kolejną minutą robiło się sennie i bezbarwnie. Gospodarze zaczęli z dużym animuszem, tak jakby w kilka minut chcieli rozstrzygnąć losy pojedynku. Najpierw bramkarza Piasta próbował zaskoczyć Sebastian Pawlak, ale jego strzał w krótki róg Mateusz Karnas skierował na korner. W 11. minucie w pole karne zagrał Damian Kania, do piłki dopadł Artur Bańka, jednak za wysoko uderzył lobem. Pomocnik JKS po chwili zmarnował kolejną sytuację, gdy z 11 metrów przymierzył wysoko nad poprzeczką.

W tym okresie goście praktycznie tylko się bronili i dopiero dynamiczna akcja Łukasza Czuba lewą stroną boiska podniosła trochę ciśnienie miejscowym. Jego dośrodkowanie w porę zablokował jednak Marek Syty. W 34. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Marek Soczek, ale uderzenie było tak słabe, że Mateusz Karnas ze spokojem je wyłapał. W odpowiedzi na bramkę Daniela Furtaka z wolnego strzelał Czub, zaś za moment, po rzucie rożnym Marcin Iwański - i to on był zdecydowanie najbliżej trafienia, bo piłka po główce przeleciała centymetry obok słupka.

O drugiej połowie można powiedzieć, że się odbyła. Obie drużyny spuściły z tonu, sytuacji było jak na lekarstwo, a jedyne warte odnotowania to strzały w końcówce - najpierw Pawlaka, który zablokowali obrońcy, i Bartłomieja Raby - ze spalonego.

---

8 maja 2011 (niedziela) 17⁰⁰

fot. Karol Darłak

W pierwszej części gry, pomimo optycznej przewagi JKS, gole nie padły. Przewaga to określenie na wyrost, bo w podbijaniu piłki w środku pola ciężko było wskazać lepszą drużynę. Dwukrotnie w opałach był bramkarz Lechii - Kamil Mazurek, którego strzałami z dystansu (raz z wolnego, raz z akcji) próbował zaskoczyć Wiktor Kossak. Po jednym z nich piłka wylądowała na poprzeczce. Tuż przed przerwą groźnie na bramkę Mazurka uderzał jeszcze Sebastian Pawlak. Po zmianie stron w barwach JKS na boisku pojawili się bardzo młodzi piłkarze. Żadna z drużyn nie pokusiła się o składną akcję. - Nie wyglądało to jak mecz IV ligi - kręcili głową z niezadowolenia niektórzy obserwatorzy tego spotkania.

---

14 maja 2011 (sobota) 17⁰⁰

Debiut nowego trenera MKS Kańczugi Zbigniewa Kuliga omal nie zakończył się sporą niespodzianką, na którą zanosiło się po pierwszej połowie. Od pierwszych minut przeważali gospodarze, jednak zdecydowanie groźniej kontratakowali goście. Po takich to właśnie akcjach zdobyli bramki. Najpierw Mateusz Syk po indywidualnej akcji i po ograniu obrońcy przelobował wychodzącego z bramki Daniela Furtaka. Chwilę później znów Syk dośrodkował, a niepilnowany Krystian Toczek strzałem głową podwyższył prowadzenie przyjezdnych.

Po zmianie stron przewaga JKS nie podlegała już dyskusji. Kibice jednak na gola czekali do 60. minuty. Wiktor Kossak w polu karnym został sfaulowany przez Grzegorza Podstolaka, a "jedenastkę" na gola zamienił poszkodowany. Minutę później JKS wyrównał. Kossak uderzył z dystansu, piłka odbiła się od jednego z obrońców i trafiła pod nogi Sebastiana Żaczka, który nie dał szans Arturowi Skopowi. Gospodarze jeszcze mocniej przycisnęli i zdobyli gola na wagę strzech punktów; Artur Bańka zagrał do Mateusza Jurczaka, a ten w sytuacji sam na sam zapewnił miejscowym ciężko wywalczone zwycięstwo.

---

21 maja 2011 (sobota) 17⁰⁰

fot. orzelprzeworsk.futbolowo.pl

Zroszeni majowym deszczem zawodnicy narzucili dość szybkie tempo gry. Już w pierwszej akcji zapachniało bramką dla Orła. Radosław Strączek zagrał do Łukasza Kowala, a tego w ostatniej chwili uprzedził Daniel Furtak, wybijając piłkę efektowną główką. W odpowiedzi sprzed pola karnego strzelał Mateusz Jurczak wprost w ręce Tomasza Króla. Kilka chwil później było już 1-0. Paweł Zięba zagrał prostopadłą piłkę do Dariusza Kurowskiego, a ten w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza przyjezdnych. Po zdobyciu gola gospodarze jeszcze mocniej przycisnęli, ale strzały Patryka Brody z narożnika pola karnego i Macieja Tworzydły z rzutu wolnego były niecelne.

Ostatnie minuty pierwszej połowy to przewaga gości. Wpierw, po uderzeniu Wiktora Kossaka, Tomasz Król popisał się ładną paradą, ale chwilę później, po kiksie środkowych obrońców, wspomniany już Kossak w sytuacji sam na sam znalazł sposób na pokonanie bramkarza Orła. Druga połowa, mimo że zaczęła się od strzału Radosława Strączka, po którym Furtak na raty łapał piłkę, należała do gości. Gospodarze głównie próbowali akcji z kontry. W samej końcówce bramkarza przyjezdnych lobować próbował Strączek.

---

28 maja 2011 (sobota) 17⁰⁰

fot. Tomasz Strzębała (Nowiny)

Końcowy rezultat nie ucieszył żadnej z drużyn. Gospodarze stracili kolejne punkty, a walcząca o utrzymanie Pogoń zyskała zaledwie jeden. Mecz rozczarował kibiców, bo chociaż dogodnych okazji do zdobycia bramki nie brakowało, to sam pojedynek był dość statyczny.

JKS zaatakował bardzo ostro i już w pierwszych minutach mógł pokusić się o gola. Najpierw po podaniu Wiktora Kossaka w doskonałej sytuacji znalazł się Bartłomiej Raba, ale jego próba uderzenia lobem skończyła się wysoko nad poprzeczką. Za moment pomocnik jarosławian po centrze Damiana Kani z kilku metrów trafił wprost w bramkarza. W 19. minucie blisko szczęścia był natomiast wspomniany Kania, ale fatalnie spudłował. Później zaskoczyć Roberta Kurosza strzałem z rzutu wolnego próbował jeszcze Marek Syty, ale golkiper Pogoni był na posterunku.

Goście uaktywnili się dopiero w samej końcówce połowy. Po wrzutce Mateusza Piędela Rafał Murawski głowkował kilka centymetrów nad bramką. Po zmianie stron początkowo lepsze wrażenie sprawiali przyjezdni. Niebezpiecznie w polu karnym JKS zrobiło się, gdy z rzutu wolnego zacentrował Murawski, a w szesnastce z piłką minęło się aż trzech jego kolegów. Jarosławianie odpowiedzieli indywidualną akcją Kossaka, ale do jego podania nie doszedł Sebastian Żaczek. W ostatnich sekundach losy meczu mógł rozstrzygnąć Patryk Dorosz, jednak jego uderzenie z bliska głową przez przypadek zablokował Marcin Szmuc.

---

4 czerwca 2011 (sobota) 17⁰⁰

fot. Ewelina Nycz (nowiny24.pl)

Mecz czołowych zespołów w lidze zapowiadał się obiecująco. Kibiców jednak nie przyszło zbyt wielu. - Wszyscy są na golonce - słychać było na trybunach. W tym samym czasie nieopodal w Strzegocicach organizowano właśnie festiwal golonki z Pilzna.

- Mieliśmy grać defensywnie, a nie ofensywnie i udało się, nie straciliśmy bramki - tłumaczył po meczu Ryszard Federkiewicz, trener Rzemieślnika. I rzeczywiście jego piłkarze nie kwapili się do ataków. Od początku ton gry nadawali goście, częściej stwarzali sobie okazje bramkowe. "Rzemieślników" poważnie postraszył Jurczak, który strzałem z blisko 40 metrów trafił w poprzeczkę. Takich momentów w meczu nie było za wiele. Później szczęścia próbował Pawlak i choć dwoił się i troił, brakowało mu odpowiedniego wsparcia i co najważniejsze skuteczności, jego kolegom zresztą też. Kania, choć strzelał z kilku metrów głową, również tylko ostemplował poprzeczkę. Swoje chwile miał też Rzemieślnik. Co z tego, skoro piłka najczęściej wędrowała wysoko nad bramką lub obok niej. Furtak nie miał ciężkiej roboty.

Po przerwie nie było niestety lepiej, z każdą minutą w kośc piłkarzom dawała wysoka temperatura. Tempo spadało i akcji było jeszcze mniej. Wydawało się, że mecz się ożywi, gdy z boiska wyleciał Zołotar. Jeden z liderów Rzemieślnika najpierw zarobił "żółtko" za faul na Furtaku, a później, chcąc sobie pomóc, zagrał celowo ręką, sędzia to jednak zauważył i po raz drugi ukarał go żółtą kartką. Jedynie w końcówce godną uwagi akcję przeprowadził lewą stroną Łazowski, niestety po jego dośrodkowaniu w piłkę nie trafił Łapa.

---

11 czerwca 2011 (sobota) 17⁰⁰

fot. Tomasz Strzębała (Nowiny)

JKS wreszcie się przełamał i po serii remisów pewnie ograł walczącego o utrzymanie Sokoła. Goście tylko na początku meczu postraszyli miejscowych. W 16. minucie zaskoczyć Daniela Furtaka próbował Piotr Skiba, ale jego strzał z dystansu był zbyt słaby. Za chwilę z półwoleja uderzał Mariusz Wójcik, jednak jarosławski bramkarz był na posterunku. Od tego momentu zapał drużyny z Niska wyraźnie osłabł. JKS ruszył do przodu i już pierwsza akcja przyniosła mu gola. Kapitalnym strzałem z 20 metrów popisał się Marek Soczek, który huknął tak, że golkiper Sokoła mógł jedynie wzrokiem śledzić lot piłki. W 35. minucie w polu karnym główkował Bartłomiej Raba, ale ubiegli go obrońcy.

W drugiej połowie przewaga miejscowych była jeszcze bardziej wyraźna. W 50. minucie po rogu Marka Sytego w pozycji leżącej próbował strzelać Damian Kania, ale został zablokowany. Goście odpowiedzieli akcją Mariusza Wójcika, który zdecydował się na indywidualny rajd lewą stroną boiska. Jego dośrodkowanie było jednak fatalne. Znacznie lepiej piłkę dogrywał natomiast Raba. Po jego zagraniu Sebastian Pawlak nożycami zmusił do kapitulacji Stanisława Wierzgacza, ale najładniejszego gola zdobył 6 minut później, chociaż sekundy wcześniej zmarnował sytuację sam na sam. W 84. minucie, niczym rasowy napastnik, minął dwóch obrońców i płaskim strzałem ustalił rezultat pojedynku.

---

18 czerwca 2011 (sobota) 17⁰⁰

Bohaterem spotkania został Piotr Marut, który po bezbramkowej pierwszej połowie po zmianie stron trafił do bramki rywali dwukrotnie, najpierw z bliska pakując piłkę do siatki po podaniu od Jakuba Uznańskiego, a następnie uderzając celnie z pola karnego z półwoleja. Trzecie celne trafienie dla stalowców zanotował Tomasz Wolan, który przymierzył idealnie z rzutu wolnego. Szanse na bramki mieli jeszcze: ponownie Marut, który zmarnował okazję "sam na sam" z bramkarzem gości, a główka Uznańskiego przeszła nad poprzeczką.

Goście też mieli swoje okazje, z których wykorzystali dwie. Artur Bańka uderzył skutecznie z dystansu, piłka po rykoszecie wpadła do bramki Piotra Kunata. Drugiego gola dla gości zdobył strzałem z rzutu wolnego Mateusz Jurczak. Na szczęście dla Stali jarosławianie, wśród których zagrał Daniel Furtak, były bramkarz Stali Stalowa Wola i Sokoła Nisko, nie zdołali doprowadzić choćby do remisu w emocjonującej końcówce spotkania.

---

26 czerwca 2011 (niedziela) 17⁰⁰

fot. Dariusz Danek (nowiny24.pl)

Miało być wielkie święto, feta z okazji awansu JKS do III ligi, a był wielki zawód. Takich tłumów na stadionie w Jarosławiu nie było od lat. Przed meczem fani niebiesko-czarnych tłoczyli się pod stadionem, w kasach zabrakło biletów. Mieszczące 1500 widzów trybuny zapełniły się w 95 procentach.

Świetna atmosfera na trybunach przeniosła się na miejscowych piłkarzy. Niesieni dopingiem w pierwszych minutach zdecydowanie przycisnęli rywali. Efekty przyszły również. Najpierw Pawlak wyprowadził swój zespół na prowadzenie, a kilka minut później po zagraniu ręką w swoim polu karnym Damiana Biedy mogli podwyższyć na 2-0. Mogli, ale nie podwyższyli. Obroniony strzał Mateusza Jurczaka z "wapna" przez Szczybyłę rozpoczął dramat jarosławian. Od tego momentu odważniej zaczeli grać goście i... dość szybko wyrównali. Zaraz potem będącego na czystej pozycji Macieja Dziwisza sfaulował Daniel Furtak. Sędzia odgwizdał rzut wolny, ale oszczędził bramkarza JKS, karząc go jedynie żółtą kartką.

Po zmianie stron gospodarze znów rzucili się na Strumyk. Próbowali Marek Soczek, Mateusz Jurczak i Sebastian Pawlak - na nic się jednak to zdawało. Malawa była skuteczniejsza i wyszła na prowadzenie. Z każdą minutą gasła wiara w sukces gospodarzy. Ambitnie i do końca walczyli Soczek i Pawlak, ale wśród ich kolegów nie było już tyle zaangażowania. W 86. minucie z boiska zszedł Maciej Dziwisz, jak zakomunikował już wcześniej - był to jego ostatni w karierze mecz.

Po meczu cieszyła się tylko grupka piłkarzy z Malawy. Pomimo porażki kibice gospodarzy bili swoim piłkarzom brawo i podziękowali im za walkę. Na stadionie nie zabrzmiało jednak przygotowane przez spikera "We are the champions". Specjalnie przygotowane szampany kibice zanieśli piłkarzom do szatni. Co jednak teraz zrobią działacze z Malawy? Nie mają przecież stadionu, który spełni III-ligowe wymagania. - Nie wiem - to było główne zdanie padające z ust obozu Strumyka.

***
Przed meczem JKS ze Strumykiem dotarły do nas informacje o rzekomym zwolnieniu trenera Stefana Pietraszewskiego za wypowiedzi, jakie udzielił m.in. naszej gazecie. Trener mimo to poprowadził JKS w ostatnim meczu sezonu. - Nikt nie zwolnił trenera Pietraszewskiego, mało tego, jest on brany pod uwagę przy wyborze trenera na przyszły sezon - zdementował pogłoski Euzebiusz Jasiewicz, wiceprezes JKS.